Rozważania o czekaniu na posiłek w restauracji: perspektywa teorii względności

W ciągu ostatnich stu lat, od czasu stworzenia teorii względności, winniśmy zacząć dostrzegać jej sens. Kiedyś słyszałem wyjaśnienie tej koncepcji na podstawie analogii przystanku i tramwaju, zgodnie z którą prędkość światła pozostaje stała, niezależnie od obserwatora. Niesamowite jest to, że zaledwie po ustaleniu, że jest to najwyższa prędkość możliwa do osiągnięcia we wszechświecie, natychmiast pojawiły się tachiony, dla których jest to minimalna prędkość. Wyobraźmy sobie więc samochód napędzany tachionami i podróż w czasie. Ile razy marzyliśmy o takiej podróży w czasie, która pozwoliłaby nam przejrzeć tajemnicę frustrującego czekania na zamówienie w restauracji! Często pocieszamy się myślą, że prawdziwa sztuka wymaga cierpliwości, lub że ryba na nasze danie jest tak świeża, że właściwie jeszcze nie została złowiona. Niemniej jednak, intensywne uczucie głodu ujawnia brutalną prawdę – nie jesteśmy stworzeni do czekania.

Względność czasu możemy łatwo zilustrować na przykładzie osoby czekającej na jedzenie: bardzo głodnej i nie tak bardzo. Porównajmy to z parą zakochanych, która siedzi obok. Dla nich czas nie przeciąga się w nieskończoność. Dowodzi to, że nawet bez aktywnego działania, czas upływa nieubłaganie, biegnie pełną parą lub, jeśli ktoś woli, stoi w miejscu. Wszystko jest względne i często trudne do ogarnięcia. Istnieją ludzie, dla których czas jest jak piasek przesypujący się przez palce, staje się rzadkim zasobem. Nieustannie go brakuje. Kiedy go gubią podczas dnia, zapotrzebowanie na niego rośnie. Skutkuje to opóźnieniem wszędzie, a im szybciej próbują się poruszać, tym mniej mają tego cennego zasobu…

Cierpliwość głodnego klienta bywa wystawiana na ciężkie próby, szczególnie gdy zamówi coś gorącego – co zdarza się dość często. Poparzenie trzeciego stopnia jest niemal pewne. Poza tym, spożywanie gorącego posiłku uniemożliwia rzeczywiste odczuwanie smaku, więc traci on swoje atuty. Cierpi zarówno jego zdrowie fizyczne, jak i psychiczne. A dodatkowo, nie jest w stanie zjeść dużo w krótkim czasie, co oznacza, że nie może zaspokoić swego głodu. To prawdziwy dramat. Co zatem zrobić? Oczywiście, zamówić przekąskę do podgryzania podczas oczekiwania. Jeśli mamy szczęście, przekąska może dotrzeć szybciej niż główne danie! Alternatywą jest szklanka wody – osobiście to sprawdziłem. Natomiast naprawdę godni współczucia są rodzice małych dzieci. Te potrafią być naprawdę niecierpliwe! „Mamo, ile jeszcze musimy czekać? Chcę już teraz!”

Moment, kiedy zajmujemy miejsce w restauracji, to początek naszej gastronomicznej odysei oczekiwania. Najpierw czekamy na kelnera. W końcu się pojawia i zostawia nam menu. Potem znów czekamy – chcemy złożyć zamówienie. Następnie jest krótkie oczekiwanie na przekąskę, a potem prawdziwe oczekiwanie – na kelnera, który przyniesie nasze upragnione jedzenie. Kolejnym etapem jest czekanie na kelnera z rachunkiem. Ostatecznie, czekamy na moment, gdy możemy uregulować należność – jakby nie wystarczyło, że zamierzamy tu zostawić część swoich zarobków, jeszcze każą nam na to czekać…

W pośpiechu przychodzi do nas brutalna obojętność. Fast foody dostarczają jedzenie szybko, do szybkiego spożycia. Nie musimy nawet wysiadać z samochodu. Jedzenie nie musi być wykwintne, bo i tak nie mamy czasu cieszyć się smakiem. Wszystko jest zbyt słone, zbyt kwaśne lub zbyt słodkie, zbyt mdłe, byśmy zdawali sobie sprawę, że coś jedliśmy. Subtelności są dla romantyków i naukowców. Ludwig Wittgenstein powiedział kiedyś, że „w filozofii wygrywa ten, który potrafi biec najwolniej”. Czasami już sami nie wiemy, czy goni za nami czas, czy uciekamy przed nim. Czy brak czasu, czy zwykłe niechlujstwo sprawiają, że ciężko nam skoncentrować się na najprostszych czynnościach, wypowiedziach lub tekstach? Czy chorobą naszych czasów nie jest właśnie brak cierpliwości? Może warto ją trochę ćwiczyć? Choćby poprzez czekanie na kelnera…